piątek, 24 czerwca 2016

Skóra bez skóry...

...czyli jak pokolorować skórę bez cielistego odcienia kredki. A da się w ogóle? Ano się da! Tylko trzeba się odrobinę pobawić w mieszanie kolorów. Ja się bawiłam naprawdę bardzo długo i próbowałam mieszanek wielu barw, zrobiłam dziesiątki niedoświetlonych zdjęć i kilka nieudanych filmów. Niestety, póki co nie dysponuję niczym nagrywającym w przyzwoitej jakości. Udało mi się na szczęście wybrać jakieś zdjęcia i jeden filmik. We wszystkim towarzyszyły mi nieustraszone Mondeluz KOH-I-NOOR, cienkopisy Rystor i Sakura oraz pędzelki z wodą.
Do konkretów! Cielistą barwę skóry  udało mi się osiągnąć kredkami Mondeluz o numerach 28 (żółty), 8 (fioletowy), 1 (biały) i 170 (czerwony). Dlaczego biały? Żeby barwy były delikatniejsze. Żółty z fioletowym może się wydawać dziwną parą, ale tak naprawdę to one dają kolor bazowy. Trzymając kredki prawie równolegle do kartki można najpierw pokryć całość mocniej białym kolorem, a następnie żółtym i fioletowym. Ale lekko, bez dociskania! Pędzelek w dłoń i wszystko rozmazujemy, mieszamy... i jest kolor bazowy. Ciężki do nazwania, ale może się kojarzyć z cielistym. Żeby było bardziej skórnie cieniujemy czerwienią. Może być też fiolet. Fiolety bardzo dobrze spisują się w tej roli. Cieniujemy warstwami, cierpliwie czekając na wyschnięcie przy poszczególnych etapach. Za pośpiech można słono zapłacić, nie radzę! Rozmoczony papier lub barwne plamy - co kto woli ;)
Poniżej umieszczam filmik, nienajlepszej jakości, ale i tak pozwalającej zauważyć o co w tym chodzi.



A tu jeszcze inne przykłady skóry bez skóry:






Oczywiście nie trzeba się trzymać ciepłych tonacji. Zimny fioletowy z różem i chłodną żółcią też mogą dawać ciekawe efekty. Brązy przy skórze także są wskazane, a znając życie i dla zieleni znalazłoby się miejsce :)
To może kolejny post będzie o tym jak kolorować skórę z zielonym, ale bez efekty Shreka? Hmm?

Tradycyjnie zachęcam do przyjrzenia się produktom do kolorowania na putyourcolours.pl

PS. Szykujcie się na konkurs związany z tym postem!



poniedziałek, 13 czerwca 2016

Kolorowanie skóry krok po kroku - kredki akwarelowe

Tak jak w tytule - podjęłam się kolorowania skóry. Pokażę jak ja to robię, bo liczba sposobów pewnie jest bliska liczbie samych kolorujących. Do rzeczy!
Dla ułatwienia użyłam tylko jednego kompletu kredek - Mondeluz Koh-i-noor. Najpierw podeszłam do sprawy bardzo ambitnie, ale "bez pomyślunku". Inaczej mówiąc użyłam niepotrzebnie dużej liczby kredek, bo 7. Po tym pierwszym eksperymencie ograniczyłam się do 3-4 kredek. Taki minimalizm.
Pierwszy przykład kolorowania poniżej. Na niektórych zdjęciach widać, że kartka jeszcze mokra, ech ta niecierpliwość! Użyte tu kredki to Mondeluz 04, 05, 08, 09, 30, 131 i 170. Jak widać zwykle zaczynam od praktycznie całkowitego pokrycia skóry jasnym kolorem, tu cielistym. Później mocniej zaznaczam tym samym kolorem  miejsca bardziej zacienione czy głębiej osadzone na twarzy. Następnie dodaję inny kolor - pomarańczowy lub nawet czerwony, też w miejsca "ciemniejsze" tak aby wydobywać bryłę głowy. Tu wgłębienie, tu uwypuklenie - ciemne i jasne. Tak w uproszczeniu oczywiście. Później w ruch poszedł fiolet, o ciepłym odcieniu... a tak, żeby jeszcze bardziej zaznaczyć cienie. Z ustami zaszalałam i są ostro czerwone, na zdjęciach nawet bardziej niż na kartce! Dodane blaski i dziwne krawędzie białym żelopisem SAKURA GELLY ROLL. 


Wracając jeszcze do cieni. Kolorami ciemniejszymi traktuję okolice oczu, spód nosa, górną wargę,  wgłębienie między ustami a podbródkiem, boki twarzy, pod kością policzkową (jarzmową!) wnętrze uszu... To taki standard, wszystko zależy tak naprawdę od tego jak umieścimy sobie źródło światła. Ale o tym innym razem ;) Cień pod kością jarzmową widać lepiej na kolejnym przykładzie:


Przy tym rysunku użyłam tylko trzech kolorów i chciałam uzyskać bardzo delikatne kolory. Użyte kredki to 05, 09 i 30. Widać też, że barwy nakładam warstwowo, raczej ostrożnie, bo wolę później dodać koloru niż od razu pójść na całość i przesadzić z intensywnością.
Kolejny rysunek pokazuje użycie większej ilości fioletu i różu...No bo przecież skóra może mieć różne odcienie - bardziej żółte, różowe, brązowe czy nawet zielonkawe :D


Na zakończenie przyszedł mi pomysł na następny post, takie małe wyzwanie, czyli kolorowanie skóry bez cielistej kredki. Czemu nie, póki co uważam, że to całkiem możliwe, szczególnie przy użyciu kredek akwarelowych z białym kolorem w komplecie. No nic, jest pomysł na następny post :)

A żeby tradycji stało się za dość, to musi być autoreklama. Jakby ktoś zapragnął kredek, nie tylko akwarelowych to zapraszam: putyourcolours.pl

Miłego dnia, a nawet całego tygodnia, co mi tam :)

PS. Czyżby regułą miało się stać u mnie pisanie postów po nocy z chorałem w tle? Chociaż odrobinę boli myśl o niedalekiej pobudce kiedy jeszcze się nie znalazło drogi do łóżka.

niedziela, 15 maja 2016

Taka mała recenzja kredek Staedtler Noris Club Aquarell 36

      Dzisiaj opiszę kredki akwarelowe Noris Club firmy Staedtler. 36 sztuk w kartonowym pudełku z pędzelkiem przy boku. Opakowanie nie urzeka i szybko się niszczy, w końcu papier. Kredki ułożone są w dwóch rzędach, czyli raczej standardowo jeśli chodzi o pakowanie takich zestawów.
Same kredki są już mniej typowe. Nie dość, że akwarelowe to jeszcze z ABSem. Serio, takie oznaczenie można znaleźć na opakowaniu.Grafit jest wzmocniony białą otuliną w celu zmniejszenia łamliwości. Mnie się ta powłoka kojarzy  z porcelaną, taka biała, połyskliwa... no, ale na całe szczęście nie krucha. Obawiałam się, że będzie sprawiała trudności przy temperowaniu, ale nie. Ładnie i równo ścina się wraz z grafitem i drewnem. Kredki wygodnie się trzyma - na przekroju są sześciokątne.


      Co do grafitu to pozytywnie mnie zaskoczył. Bałam się, że będzie za twardy lub za miękki, a jest w sam raz. Moim zdaniem twardszy od tego w Mondeluzach przez co kredki nie zużywają się tak szybko. Dodatkowo pigmentacja jest naprawdę dobra, a  kolory ładnie się mieszają. Jedyne na co warto uważać, to siła. Przy dużym nacisku i rozmyciu pędzlem może zostać ślad po narysowanej kresce. Widać to na zdjęciu z próbkami kolorów. Ogólnie same kredki oceniam bardzo dobrze. Rysowanie nimi to spora frajda :)

      Został jeszcze pędzelek. I tu już jest gorzej... bo albo ja nie nauczyłam się nim posługiwać, albo jest za miękki. Na początku jak go zamoczyłam to się ucieszyłam, że nie jest z tandetnym włosiem, ale jak spróbowałam nim rozmywać kredki to czar prysł. Włosie w ogóle nie jest sprężyste, nie wraca do jakiegoś swojego ustalonego kształtu czy pozycji. Jak je ułożymy naciskając, tak zostaje. Mało to pomocne przy malowaniu, przynajmniej według mnie. Ale może tak powinno być tylko ja się nie znam? Po kilku próbach dogadania się z pędzelkiem dałam sobie spokój i zmieniłam na inny. Pokolorowałam tak kolorowankę i zrobiłam próbnik kolorów z analizowanego zestawu.



Kolorów jest 36, choć na zdjęciu może się wydawać, że mniej, bo ciężko dojrzeć na nim biały. Numeracja barw jest przypadkowa, bo producent nie nadał im własnych numerków, a szkoda! Kolory  w zestawie są całkiem dobrze dobrane, może zwiększyłabym liczbę niebieskich kosztem żółtych, ale i tak z taką gamą już da się pracować.



      Tak już podsumowując... pakowanie nietrwałe, pędzelek niezbyt przydatny, ale same kredki bardzo dobrej jakości. Dodatkowo zachęcają swoją obiecaną odpornością na złamania. Ogólnie: jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Kredki godne polecenia, szczególnie osobom posiadającym pędzelki i piórniki ;)

      A, no tak! Jakby ktoś chciał się zaprzyjaźnić z kredkami, to można je znaleźć w sklepie, o tu są: Kredki Noris Club Aquarell

Miłego dnia!

PS. Najlepiej mi się pisze po nocy, ale głupio tak późno publikować posty. Myślcie sobie, że wstaję rankiem świtkiem w niedzielę i opisuję wrażenia z używania kredek :)

sobota, 26 marca 2016

Mała recenzja gumek KOH-I-NOOR

      Dzisiaj będzie post o zmazywaczach. Zrobiłam test czterech gumek do mazania, wszystkie z firmy Koh-i-noor i nawet mają kody kreskowe z 859 na przedzie - znaczy faktycznie są czeskie. To do rzeczy!
O, tu pod spodem widać wszystkie testowane gumki:
(Właśnie się zorientowałam, że nie widać co skrywa mechaniczna gumka... jak dorwę dobre światło dzienne to podmienię zdjęcie.)

Gumki KOH-I-NOOR(od góry, od lewej strony): 1. extra hard, 2. PROGRESSO, 3. wysuwana, 4. w ołówku.


      Gumka PROGRESSO jest niewielka, a producent pisze o niej w katalogu tak: "Miękka gumka do ołówków i kredek oraz niektórych typów długopisów." Gumka faktycznie nie jest twarda i raczej gładka w dotyku. Jak dla mnie taka typowa gumka do mazania. Dość dobrze radzi sobie z ołówkami, z kredkami bez szału. Lepiej sie nią rozjaśnia niż zmazuje, ale jeżeli nie używa się kredek o mocnej pigmentacji to powinna wystarczyć.

      Druga gumka - extra hard natural rubber eraser - jest czymś innym. Dwa razy dłuższa i grubsza od poprzedniczki. Reklamowana jest jako "gumka do wycierania i rozjaśniania pasteli, ołówków, kredek i węgla". Jest twarda i szorstka. Naprawdę szorstka. Może nie jak pumeks, ale ja i tak miałam z nim skojarzenia. Ona nie maże tylko ściera, nawet jak papier ścierny jeżeli użyjemy więcej siły. Dlatego radzę uważać żeby zbytnio nie uszkodzić papieru lub go nie przedrzeć. Ale właśnie dzięki tej szorstkości najlepiej radzi sobie z dobrze napigmentowanymi kredkami jak np. LYRA.

      Wysuwana gumka mechaniczna w wykonaniu KOH-I-NOORa  ma wymiary zbliżone do długopisu. Wkład jest okrągły w przekroju i dość miękki. Gumka przedstawiana jest w taki sposób: "Gumka wysuwana mechaniczna, mechanizm grawitacyjny. Poręczna oprawka plastikowa z klipem. Przeznaczona do ołówków średnich twardości." I ostatnie zdanie to absolutna prawda. Gumka bardzo dobrze radzi sobie z ołówkami, ale z kredkami to już różnie. Według mnie do całkowitego ścierania się nie nada, za to do miejscowego rozjaśniania czy robienia przejść jak najbardziej. Dodatkowo dzięki niewielkiej średnicy wkładu można łatwiej poprawiać detale.
      Na koniec została gumka w ołówku. Ciekawy gadżet o rozmiarze standardowej kredki (łatwo można ją pomylić z białą kredką!). Opisywana jest jako "idealna do pracy z detalami oraz uzyskiwania efektów przejść tonalnych". W moim odczuciu gumka ściera lepiej od wysuwanej, ale i tak nie sprawdza się w przypadku kredek o intensywnych barwach. Jest też bardziej precyzyjna dzięki spiczastej końcówce. Zresztą sami decydujemy jak cienka ma ona być, ponieważ gumkę można temperować. Ale uwaga! Należy to robić ostrożnie, bo drewno i guma, z których zrobiona jest całość, bardzo różnią się elastycznością co utrudnia struganie.

Porównanie skuteczności ścierania gumek KOH-I-NOOR na przykładnie wybranych kredek i ołówków.

      Podsumowując, najlepiej ścierającą gumką jest extra hard, ale można nią zniszczyć papier (auć!). Najmniej nietypowa gumka, jaką jest PROGRESSO, jest najbardziej uniwersalna i myślę, że przyda się każdemu. Natomiast gumka mechaniczna i w ołówku przydadzą się do ołówków albo do rozjaśniania kredek i zmazywania szczegółów i szczególików.

      Osobiście jestem zafascynowana gumką jak pumeks i będę nią szorować co mi wpadnie w ręce :)
A Wy jakich gumek do mazania używacie i polecacie?

Dobrego dnia i Wesołego Alleluja!

Wszystkie opisane tu gumki znajdziecie u mnie w sklepie:
http://putyourcolours.pl/pl/c/Gumki/25

piątek, 11 marca 2016

Powstawanie kolorowanek

    Dzień dobry, dobry wieczór!
    Pierwszy post, a ja zamiast się przedstawiać będę pisać o kolorowankach. No bo w końcu nie o mnie ma być ten blog tylko o kolorowaniu. I to w sumie nie takim zwykłym, bo antystresowym. Przyznam,  że osobiście wolę rysować niż kolorować, ale działanie jest to samo - można się wyciszyć, skupić, zniknąć w wykonywanej czynności. Kolorowanie takie jest - wymaga skupienia, bo bez niego wyjedziemy kredką za linię. A tego nie chcemy, to boli, ała.  Pewnie jest więcej takich zajęć... może majsterkowanie, śpiew, pisanie? Coś co nas pochłania, potrzebuje dużo uwagi. I można bardziej bolące rzeczy sobie zrobić... ale nie o tym! Połączyłam rysowanie z kolorowaniem (bardzo odkrywczo, wiem) i stwierdziłam krótko: ja będę rysować, a ktoś to może pokolorować jak będzie miał ochotę. I tak sobie rysuję te kolorowanki. Dla mnie wyciszające, oby i dla innych ich kolorowanie było kojące.

    Poniżej szkice kolorowanek. Jeden nawet zaczął się przekształcać w czarny kontur. Te moje rysunki powstają raczej w mało profesjonalny sposób, ale dający mi sporo radości. Ot takie bazgrolenie ołówkiem w zeszycie. Na pytanie co rysuję zwykle odpowiadam "nie wiem". No bo nie wiem. Dopiero w trakcie rysowania pojawia mi się jakiś pomysł na całość. 
Czyli po kolei: 
1. szkicuję ołówkiem bez sensu i celu, 
2. coś zaczyna to przypominać, 
3. staram się żeby bardziej przypominało niż nie przypominało, 
4. kontynuuję proces do zadowalającego momentu, 
5. poprawiam cienkopisem kontury, 
6. wymazuję ołówek, 
7. skanuję, 
8. poprawiam w programach graficznych niedociągnięcia, 
9. gotowe!

Postaram się kiedyś zrobić takie "krok po kroku" ze zdjęciami żeby lepiej pokazać cały proces. A tymczasem... dobrej nocy i miłego dnia :)




Pisaki pędzelkowe Brush Koh-i-noor... jakie?

No właśnie, jakie? Pędzelkowe, przynajmniej tak je nazwał producent, czyli firma Koh-i-noor. Znaczy to tyle, że końcówka ma być połączeniem ...